W1. Trieste. 16 kwietnia 1985r. Andrzejowi Bartyńskiemu
Bóg który istnieje jest łagodny
To On storzył Austrię
a teraz siedzi przy oknie
nad morzem adriatyckim
i pijąc whiski
powtarza
złocisty jest brzeg każdej rzeczy
dotkniętej
nieprawdaż - Bartyński?
W2. Mokasyny 16 kwietnia 1985r. - Andrzejowi Bartyńskiemu
wiele jest mokasynów na nogach dziewcząt
i księżyców międzyplanetarnych nad borami
a przecież jedną tylko chwilą jest
zastanowienia
podróż pomiędzy gwiazdami
dami ... dami ...
jeden jest człowiek wczesną bosy trawą
i jedną twarz przy źródle i włosy jedyne
jak jedną chwila jest zastanowienia
w świtu i głosach i strumieniach
mieniach ... mieniach ...
bo jak jedną kobieta jak cisza w jeziorze
jak chmur jest wielość i zmienności w świecie
tak tylko chwila - jedną i zastanowienia -
jest im więcierz skroś niebo
po niebie
zapomnienia
... mnienia ... mnienia ...
O tak
Wiele jest indiańskich mokasynów na nogach dziewcząt
lecz ty dymie ty ogniu ty ziemio
przygotowane na moją śmierć
jesteście najpiękniejsze
ejsze ... ejsze ...
W3. CZY
- Czy słońce dziś obowiązuje wszystkich?
- Nie - Odparłem
Słońce to nie portret!
Dziś obowiązuje - przewodniczący.
W4. Łaska
Łaska pańska na pstrym koniu jedzie
- lecz przecież
nie będę zaglądał mu w zęby!
W5. wczoraj
poszedłem wczoraj odwiedzić przestrzeń.
Zachodzę - a tu zamknięte.
Wyjechała.
O czwartej.
?
Po namyśle doszedłem do kłębka
- chyba zachodziłem nie w tą głowę...
W6. Winnice 17 kwietnia 1985r. - Andrzejowi Bartyńskiemu
wina dojrzewają w czeluściach
a roztropność - w pajęczynach
gdzie słodka śmierć czycha na mnie
w przędzy światła złocistej
zaś w piwnicach rozkosz i zmysły
a w wilgotnach zasłonach mgły
(a w wilgotnach zasłonach mgły)
odpoczynek
i radość i pomysły
o dzielnym wschodzie słońca
O Tak!
wina roztropność i śmierć
żyją we mnie w szlachetnej zgodzie
W7. WANATABE i TAKASU - fragment poematu z 1989r
...A kiedy dotarliśmy do kwitnącego zbocza
w słońcu doliny
zawołali wszyscy którzy to widzieli
- O! ARAKAWA USHIYAMA MATU!
I odpowiedziały im Istoty
wymachując na powitanie:
o! seki mamitsui okiyama ushii i i i ...
a w nich - ledwie dotykając stopami :
... fukushime ishii ikebe ...
i
cicho przylgnęły trawy
Abowiem oto Góry z oddalenia
odezwały sie ponad wszystko:
OO, AOMOTO MORUMOTU URU ...
jak wtedy, gdy Wanatabe i Takasu u studni ...
a przez pola ulewa nagła i wiatr wtargnął im
w śpiewające włosy zapowiadając urodzaj ...
O Yoshizawa Yoshizawa odwieczna
- smutku i radości pełna
która się kończy a potem
w świetle oceanu wschodzi,
kiedy dotarliśmy do kwitnącego zbocza
w słoncu doliny ...
W8. Ta Lwowiakowi - ta Bartyńskiemu
jeśli jesteś w sytuacji bez wyjścia...
ta ...
ta wyciągnij Ty z tego korzyść!
W9. Karpacz. 26 lutego 1985r. RZEKA
wypłacz mi tę rzekę
gdy ziemię ziemią kopnę ze wzgardą
i bądź mi kołyską
w niebach powietrzach nieprawdach
gwiazdo wszeteczna
a kiedy ścieka
Rzeka
wybacz mi tę rzekę
nad krawędzią gdzie brzegi rdzawieją w rozumie jak losy...
w niebach powietrzach nieprawdach
aż pogarda
spłynie ścieknie i przestanie
i umrę
i wybacz mi wypłacz tę rzekę
i bądź mi kołyską
śmierci zimno bezludne ...
jak w pojedynczej
trumnie
u mnie
W10. znajomi
- oportunista,
- konformista,
- koniunkturalista,
To nie cała lista!
Hasta la vista
(kryptortkumomista - i były min-nistrant)
W11. los (2011r.- wiceprzewodniczącemu hazard-owej)
Los?! -
nie jest nawet panem swego losu!
Los?! -
nie jest panem nawet swego losu!
Los - nie jest panem swego losu!
(jak w pędzącym Króliku rosół)
[oczywiście z krulikuw do bulu rosuł]
W11/11. ...@pl.ostytucja (2011r.- Transfer i tytOm i tytkOm)
Los?! -
nie jest nawet panem swego losu!
Los?! -
nie jest panem nawet swego losu!
Los - nie jest panem swego losu!
i w tym rzecz!
przeto
idź i nie głosuj
lecz
tranfertytę lub tytkę
...
-WYLOSUJ!
W12. okręty (Maj 1985r.)
wzruszające sa czyny człowieka
jewgo śmiech, śpiew, wynalazki i rzeźbnia
humory, wyrazy i podróże
i myśli i smutki i drzewa
a także okręty
zdumiewające jest jego ubranie
potrzeba ciepła i rozpatrywanie
ponad jezioro w kształcie zmiennej pogody
lecz najbardziej
we wszystkim
są zdumiewające
jego okręty
łabędzie cichej
wyporności
powietrza i ... oceanów
(Fernão de Magalhães urodził się wiosną 1480r.
- w czerwcu 2011r. zostały mu Obłoki.)
W13. na motywie wiersza A. Bursy (7 sierpnia 1984r.)
Ogrodnik nieruchomy jak pieczeń w sadach Luisiany
zapatrzył się na mrówkę taszczącą robaka.
Południe na obiad wzywa niemrawo jego głucha starość.
Bez odzewu.
Leżał.
Oto pszczoła ociężała od wosku wessała się w kwiat w cieniu liścia.
Ledwo poruszył się. Wstrzymał oddech
az oczy zsiwiały mu od tego bezpowrotnie zapatrzenia
Trawa trwała, krzewy istniały.
W niebiesiech było cicho i ktoś wołał go po imieniu.
Nie wstąpi na obiad.
I skłoniła się nad nim bezowocnie - jabłoń.
(Od autora.
Już idźcie!
W światłach wiecznego spoczynku
Przyłóżcie do ran śnieg z opłatkiem
i
dajcie mi spokój
w zamian za znużenie
białe jak niewinność ...)
W14. nabierają (1984r. ?)
nabierają najczystszej wody
ze źródła
wspólnego
w usta
nabieram wody zmąconej
z klęski
mojej
jedynej
w przetak
W15. monstrancja
w monstrancji sierpnia
dzień modry
płowiejąc
pod drzewem śpi
powoli leniwe południe
uchyla drzwi
W16. nadzieja
nadzieja
o kostur wsparta
wżywe oczy kpi
W17. patrzysz na
patrzysz na swą głowę i nie wiesz
czy jesteś z niej zadowolony
ale gdyby tak wymyśliła ci coś korzystnie
gwizdałbyś w lustro przy tym goleniu
sam nie wiedząc - dlaczego...
W18. więzienie (1982r. ?)
życie w kuble jest bezpieczne i przyjemniejsze niż
apel w pierdlu
nie siedzi sie wnim za solidarność
tylko się nim żyje i oddycha
perpektywą z której widać
koniec
świata
a także
słychać brzozę
szumiącą jak cmentarz -
jedyny odpoczynek zajęczego serca
kiedy wystając głową
patrzę i patrzę nań -
- bezmyślnie
W19. w dzieciństwo
na powieczerz
urodzajny dym z kartofliska
w niebo pod okap
nad kosmiczną wyspą
blisko
wrześniowe lato
przez ściernisko
i grabie
wetknięte
w zachodzącą kulistość
rosa
idzie po trawie
w dzieciństwo
W20. USPOKOJENIE
jest bezpiecznym stanem ciemności jesiennej
ulubionym miejscem ciepłym kota mojego snu
rozsnute pośród rozgałęzień i w borach gwiazd
do którego nasza śmierć dolatuje później niż oddech
gdy zastanawiamy się mgłą ponad trawą
i nad wodami porastając brzegi połaci - rudzi
jak pory roku, brzozy, popołudnie i krew
dzikiej róży zwarzonej pierwszej ziarnistej nocy
idziemy przed słońcem aleją platońską
opadając z konarów kory i szumu
zapadając w ciemniejący baldachim
nagłego dnia
doznawając
- w przemijaniu zastanawiający jak modrzew
w otoczeniu powietrza i drzew
doznając miejsca którędy odpływa rzeka
z dziką różą zwarzoną pierwszej ziarnistej nocy
zapadając w ciemniejący baldachim nagłego dnia
opadając z konarów kory i snów
w które nasza śmierć dolatuje pierwej niż oddech
doznając miejsca którędy odpływa rzeka
W21. PUFF
myk myk - uleciał gołąbek powietrza
kłębek obłoczek puszystej naiwności
znikł znikł - pusty balonik w fioletujących przestworzach
niestworzonych pagórkach
sennych pajęczynkach nadziejach
czmyk czmyk - myszka bzdurka, ucieczka życia w
Wielkie Źdźbła Bożego Błogosławieństwa
znikł znikł - za Plutonem rozdzierający krzyk
kosmicznej klaczy
zabijanej tętnu
u żródła
I Nic
Milcząca Nowość
Przepastnej Ciemności Światów
hen hen - znikł uleciał gołąbek powietrza
kłębek obłoczek puszystej naiwności
pękł pękł - pusty balonik w fioletujących przestworzach
i
czmyk czmyk - myszka bzdurka, ucieczka życia w
Wielkie Źdźbła Bożego Błogosławieństwa
- Nareszcie
zima.
W22. ORION
znowu jesień buszuje
między górami i
w strumieniach
gwiazdy zlatują na zimowiska
w kosmos
w miejsce w które opływają
zdarzenia
niewiarygodnie odległe
nade mną
W23. W OSTOI
gdy już będę w ostoi
w rękojmi
odłożę się na
nad jezioro wyjdę
kawałkiem łąki
moim
gdzie
godziny upalne
poi
w rzece
dzień
jak dąb
a mój dom
drew z drwie
drzewo z drwa
u południa w oborze stoi
i miód
tam
kapie
brodnicą
do czasu zsłojeń
W24. ŚWIATEM - RYTMICZNIE
W żytach między lasem a rzeką
jest miejsce na słońce
i sól mej ziemi w Oku Opatrzności
W zbożu między nocą a dniem
jest miejsce na płochy odpoczynek zająca
którego z półsnu ostatecznie budzi
rosa - zimne błogosławieństwo traw
W nocy między odejściem a snem
jest miejsce na szepty głupstwa i obiecanki
z których powstaje człowiek
silniejszy niż wektor
niespokojnej prędkości świata
światem - rytmicznie - powtarza się miejsce
którego istnienie ponad skrzekiem rzek
i ikrą gwiazd
odurza drzewa
Wszędzie
Wszędzie lato lasy i pola
W25. CUDOWNE ROZMNOŻENIE POWIETRZA
zebraliśmy mnóstwo koszów powietrza
a w wiklinowym kapeluszu zamieszkał podwodny karp
nie będzie źle
wszyscy zdrowieli od zgody
i mówili wyprostowani jak przy studni
a kiedy pogoda wygrzewała się na wiadrach z wodą
wchodziliśmy do znowu okna
i byliśmy tam gdzie gdzie nas jeszcze nie było
- wszędzie pełno
W26. DZWON
smentarzu lichy
wieczorze biały
gwiazdą jak szron
dotknij
cichego dzwonu
podejdź
i bądź
pozdrowiony rozmysłem
na którym rdza
i mgłą
sprawiedliwą
wrześniową
mnie pojednaj
W27. DOJRZAŁOŚĆ
pobratają się na ściernisku
ciernie z ziarnem
gdy renet ociężałych dojrzałość
w jesienne spiżarnie
gdy śliwy pachnące zachodzącym niebem
a cierpkie - tarniny
jak to
co już wiem że nie wiem
W28. RATUNKIEM JEST KĄPIEL
przygasłe
sady gniją w deszczu
popołudnie jak larwa
zwinięte w kokon
wieczór zaropiały choćby pękł
pęka
głowa
bełkoce pamięć
rezygnacja jest zwycięstwem
- nie do wytrzymania
ratunkiem jest kąpiel
w oślim mleku
z chwilką jak malina
ratunkiem
jak młody kartofel z koprem
i papieros na pół
i herbata
z chwilką jak malina
poza nią pięknie pada deszcz
i nie pamięta już o rezygnacji
bo nie umie pamiętać
W29. DAWNIEJ
dawniej
wczesny wszechświat jaśniał
jaśniej
nieprzymierzając - kula
pośrodku wyobraźni
dziś
rozbiegając się - przestrzeń
ucieka mi w rozmiar
zamienia tętno sercu
na obszar
Czas po sawannach rozproszył konie
śród nocy gwiezdnych parskające w przyszłość
Czas
rozumna właściwość
co uchodzi w stronę
obłoków Magellana
. . . myślą
o chłodzie kojącym rozległości
nareszcie
odosobnionej
W30. JESIOTRY
zmierzchanie rozżarzone
niecierpliwość skłonna
siemię w ogniach
i już jazem jesiotrzym płyną przez izbę jesiotry
wskrzeszać nasienie
aż obłok światła się zaćmił
zaś w dzieżach
kurzy wieczerza
w jesionowej barci
weżryj we mnie jak w sitowie
już jeżęta na pachnącej słomie
pójdź
jest słowo w korcu
w jęczmiennych otrębach
znów przędza
jęła się jąć
swej woli
w jaskierni mojej
W31. P.K.P.
wagonami
przepełnienie słów
noc
nocami
przez kwaśny zaduch, nie zmrużywszy oka
przewozi z krańca w kraniec
trud
w pudłach, walizach i sumieniach
szynami
wagonami
wokół których furczy ciemna przestrzeń
p o w i e w
to zmruża cię lśniąc śród powiek
oddrętwiały odzew
W32. MYSZKA ODWAGI
Wielka myszko odwagi !
Nie uciekaj się do mnie przed tramwajem
Skacz prosto z suchej gałęzi
w puste powietrze
które nie ma sensu na liść
nie ma pętli
ani żadnych uroczystych określeń
I nie drap się w mojej głowie
tylko napij się
albo zdechnij
W33. WIERSZ O OLŚNIENIU (1984 - prof. Stefanowi Treuguttowi)
tkniętym głowom świeci się paździerz
wskroś ulotniona się myśli - rozścieżaj
co
niedomknięta przelatując - gaśnie
nad koszami - pełnymi pacierza
W34. PO CZTERDZIESTCE
żądze
bezwstydnice
spod ciemnej gwiazdy
boleją nad schyłkiem
że lato przemknęło ledwie tknięte słońcem
a tu już pamięć z kominkiem
obciekająca z żywicy i plazmy
.
jednak pluszczą się w wodach
pęcznieją z rozkoszy
jeszcze
upusty zuchwałe
w puszystym obłoku za parę groszy
zapachy zapusty karnawały
i
w garnkach gdzie całe wystygło południe
godziny mruczą rzeczy niepojęte
dzień zelżał nozdrza rozdął oparł się o studnię
przewiewny w koszuli rozpiętej
aż
księżyc na piwo
wraz hycnie zza rogu
a ciepły kwiecień wygrywa szczęście
prostuje myśli wsadzone krzywo
i Chwała Bogu
zieleni się gęściej
W35. źródła świtu (1983r. Sitnica; Drawa i Płociczna)
przez pola polan idę
i ręce mi unoszą się ku niebu
a dusza moja zimna - raduje się
pole szerokie
płynie bezszelestnie krew
przez każdy ruch
a z ziemi aż pod niebo
żywa wilgoć pachnie nad odłogiem
- chłonie
czerwcowy wysyp rosy
najcichsze źródła świtu
strumień istniejącego
przez orzeźwiające
zakamarki cienia
zaczyna mnie
od powitania z rzeką
w nieustalonym związku
między powietrzem a wodami
prześwieca wyczuwalne ciało
z nieba radości
- nalot światła
W36. SZCZUR
twoje życie
jest małym doskonałym złudzeniem
z plamką rdzy
niewidome pasmo zapomnień
niewidzialne pasmo zamian
Dowiadujesz się o tym w miejscach
w których chowasz głowę
by dożuć dnia
Bezużyteczny
patrzysz w siebie jak w gazetę
( - ścieki złudzeń
ze ścieków życia - )
Tu świat przetwarza siebie
na trujący nawóz
z wszelkich możliwych otworów i niezatkanych rur
Nie uciekniesz im z nich
Ratuj więc na pamięć swą skórę
- zostań szczurem a
zrozumiesz zgodność życia
z rzekomym przeznaczeniem
i Naturą
szczura który myśli.
( Szczura który myśli
że wykopie w sobie
tunel pod więzieniem )
W37. MYSZKI PAŁACOWE
Codzienny Cesarzu,
dziś z jakiej rezydencji będziemy oszukiwać lud ?
I czy zmienić już wodę w Basenach ?
A może z wilgotnego snu
drzewom
wydać zezwolenie na świt i błogosławieństwo ?
- Tak jest - poranny odpowiedział Cezar
- dajcie im jeść a potem
podtrzymajcie sobie linię
w gazecie
w imię Oczywistego Narodu.
I wstało Słońce.
źródło życia, wyżywienia i świata.
I napełniło złudzeniami powietrze,
wszystkie jego gałązki.
A świat wywalił się bokiem ku niemu
i łapczywie czytał i czytał . . .
wszystkie bzdury o cesarskich ogrodach
w zapuchniętych po nocy gazetach
W38. NIEZNANI SPRAWCY BOŻEGO NARODZENIA (1980r. - Szczecin)
I.
Wigilia.
Dzieci siadają przed telewizorem,
za stół.
Przez choinkę przebiega elektryczność
Podarunki, podarunki - błyszczą jak tłuste psy,
( a gdzie czerstwy goryczy opłatek
przed Pasterką ? )
. . . nie pachną sianem.
śnieg na ogniskach przymarzł
do serca umarłym
a nad niczyją ziemią nie dzwonią kolędy.
Włosy anielskie . . .
Telewizor zapala świeczki i życzenia
pełne dobrego prl, zaopatrzenia w przyszłość i
wzmożonego na drodze - prawda - do zaopatrzenia
Aż z tego naród swoją wielką łyżką
skrobiąc w życzliwy talerz - i siorbiąc - zaczyna
jeść powszechnie
i suto
doraźnie
doglądany przez opatrzność
spożywa zdobycz ! I dary zagranicznych niebios
A a a
śpiewają mu i kołyszą mu
konfirenci z cpzr - jak aniołowie -
kołyszą mu triumfalną żerdź nieporozumienia
II.
Czuwanie.
Świeże drewno i smak niedokończonego snu.
Jak na policzkach.
W wiadrach - woda i chłód.
Jezus Chrystus zagląda do stajni.
Podnosi słomkę. Patrzy do gwiazdy.
Jeszcze nie. Nie. Nie wzeszła.
Ale wstąpi do izby.
Nie widząc - wszyscy czują w Nim obecność
Zapach czuje Go chleba, schody na strych i zimną powałą sień.
Zeń - stary człowiek nie może się posiąść
Znowu dokłada pod blachę.
" Ogrzej się zimno. Kuchnio i szybko. Śmierci ty szybko wieczorna. "
Gdy umrze - administracja zimowa zabierze go do wielkiego miasta
. . . tro lejbusem
gdzie w uduszonej przychodni skasuje i spisze
poszturchując
i warcząc.
Śmierć
Wilio !
Komunalna zajezdnio Światła !
Poczekalnio ciemiężonych przez narośl . . .
Pali się wieczoru lampka ludzi
w starych dłoniach.
Wigilia klęski.
Czuwanie psów.
III.
Szumi w głowach odległy szum,
Śpiewy gregoriańskiej jutrzni,
dojrzewające wino.
Świeża ryba, pomarańcz i chleb.
Sosny. Piachy. I Śniegi.
Piargi, krzywdy, urwiska. Skargi.
Głód, chłód i samotność
Polonia.
Jezus Chrystus jak łza.
Przeźroczysty.
I głownia Wenus !
IV.
Jezus Czwarty obudził się w autobusie. Nadchodziła Wilia.
Lud wyrozumiały - w powszechnym smrodzie szemrząc
przyzwyczajeniem do życia i wesołymi drobnostkami dnia,
wypity zlekka, wysiadł przy monopolowym.
Zziębnięty Jezus przystanął w Nim na Żelechowie,
i spojrzał . . .
( a duszy jego bezludnej z okien spadła gwiazda
Światłość )
I stało się
Chrystus zatrzymał taksówkę
i zawiózł się do Betlejem, gdzie został prawdziwym Jezusem,
aż wyuczył się na cieślę i wyszedł na ludzi
nauczać na trzy lata przed ukrzyżowaniem.
Chuda wigilia.
Bez fasoli, bez maku i pierwszej wiedzy o nieistniejącym.
Wilia.
Dzieci siadają przed telewizorem.
Za stół.
Ręce mają wymyte i - niepojęte -
jak przed ukrzyżowaniem.
Puste.
I wtedy ktoś zapukał:
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
W39. JASNOŚĆ ŚMIERCI
A owo Jej Światło stanowi sekundy
miliardowe części świata
i przędzie przęsła
megametry meandry nietykalnych złudzeń
czasoprzestrzeń
swobodne opadanie mgły
w której pracowite - słońce światła
ciężki owad zapylający ziemię
nad rzeką przemijaną jest odpływające
z której pije
w tobie
który jesteś już tylko miejscem stygnącego ocalenia
jak . . .
śmierć
wypędzenie obcych
zgiełku i tumultu
świątynia i pieczara
czara
czara miłości dopełnionej
do dna
do dna Jeziora
Jeziora Uspokojenia.
Jesteś Światłem
W40. WYOBRAŹNIA
źródła palm śpią w sercu rosomaka
między korzeniami
a skrzydlate podróże
po drugą stronę ziemi
zagrzebane są w liściach
We wszystkim jest przyszłość
Główna Możliwość Czasu.
Zapach.
Ponad pagórkami upału
Wielkie lato życia
W41. PŁOCICZNA (1984r.)
bezdenne łodzie
płyną w wyrąb powietrza - biało
gdy noc niezasklepiona
jak pożądanie buczy od bzyczeń i ukąszeń
Pod nią woda bluzga aż bulgoce
od naprędce ikry gorączkowej
i to do niej przez nią i ku niej
sunie pomysł ciemny
jak podwodny węgorz
- bez słowa
płyniemy rzeką
W42. WIELKI CZWARTEK (1990r.)
nienawiść - skowyt śmiertelnego bólu
smutku dotkliwego rana
gdzie stąpnąć
przepaść słona
pod mroczną skarpą - rozumu
W43. DO . . . ?
Nie jesteć głupią, Naturo, chociaż nie masz wyjścia
- skonstruowałaś nas wedle jakby pewnych praw
i aż się chce coś Ci na osobności wyznać . . .
gdy nie wiesz w co się bawisz, to
to sama się baw
W44. W NIWECZ (1990r.)
Jak z początku, nie wiele, nie zanadto
po cichutku, nie zdarnie, wpół świadomie
jak co dziennie, bez o choty . . . aż się natknął
na swą krwawą twarz ukrytą w dłoniach
patrzy z nich zdumienie niepojęte
co łuk napręża oczom u ściany Jeruzalem
i deszcze skargi skamieniałe - z lękiem
wlewa w niebios otwartą ranę
Tak oczekuje tylko obojętność
śmiercią prawdziwą, co wzrok unicestwia
kiedy złowroga myśli umiejętność
nie podoła z kamienia już wydobyć pieśni.
Jak z początku, niewiele, niezanadto
pocichutku, niezdarnie, wpółświadomie
jak codziennie, bez ochoty . . . Bóg się natknął
na swą krwawą twarz ukrytą w dłoniach
W45. MODLITWA
Światło błogosławione
czterolistne
o siostro źródeł
przejrzysty pomyśle siedmiu cudów stworzenia
naprzeciw wspaniałym i w istocie rzeczy
rozwrastające, w przechyleniu, w locie
rozstrzygajace barwą chyżych grani
Światło !
słone
po ciemku dotknięte
omackiem
o światło
strzelbo wzruszeń poruszonych wzrokiem
W46. DO STWÓRCY (1992r.)
na puszce z La Pandory
przysiądź pod swym liściem
figowym
- nie przelatuj niemiłosiernie pustki
z psa wylegnij
za progiem
chodnik nagrzej dziadowi
gzy rozpędź na cztery wiatry
przyświeć kobietom w południe
i daj Im robotnym na odpust
i wytchnienie
i idź nad rzekę
z kiszonym ogórkiem
toć tyle w kobiałkach miejsca
na koniach czułości
skupienia w kuli świata
i potu w uprzęży
ziarna w kamieniu młyńskim
- i na uwięzi
wszystko na rozmnożenie
W47. ZAPACH (1986r.)
niepojętą jest oczywistość trwania
jego istnienie nie potrzebuje czasu
aby być
czas
powstaje
dopiero z zastanowienia
jak woń i blask
I szumi
Trwanie Trwania szumi
jak istnienie Aniołów i odległych wodospadów
porusza
skrzydła owadom i pierzaste obłoki rozpościera
nad pulsującym źródłem życia
pachnąc trawą
Trwanie
Praatom światła wszystkich snów i zdarzeń
. . . trawą
. . . i obłoki
W48. TV - sub - MAN
nie rozumiesz olśnienia obłokami z natury
ni lata żarliwego nadziejami ni
ni jesieni płomiennego stosu
nurzasz się w hałasie otumanień
czekając jak zbawienia
ciągu dalszego
cudzego losu
co z wieczora podszwarcuje Ci
nieco wątłą już aparaturę
Jesteś - słowem - kapciem - Pacanie
Jesteś Dupą robaczywą jak maślak po deszczu
Winieneś zamieszkać na stałe w tym ekranie
wzdętym od pierduł, które wdycha mieszczuch
W49. DZIECIŃSTWO
ja błonię
ty-błonisz
ona błoni
śród jabłoni - kościelna
ja - błoń wieczorna
płonie
jak słowo gorejące
drżąco w dłoni
jak łaska wiary w nieśmiertelność
śród jabłoni Ja Błoń wieczoru płonę
W50. DZIĘKI ŚWIĘTEMU FRANCISZKOWI Z ASYŻU (1984r.)
Jestem lekki jak amen w pacierzu
duch mój mocny jak kość pacierzowa
mam paciorki wisiorków w śpichlerzu
kosze modlitw i ciszę - jak mysz wiklinowa
a różańce, głogownie a tarnińce i wrzośnia
idą zmierzchem przez jagodziniec
gdzie mchalnik pachnie a głogownia płonie
i kurzy się, smuży w niebie jesienny gościniec
różane róż różańce krwawią słońcu dłonie
Jestem lekki jak amen w pacierzu
duch mój mocny jak kość pacierzowa
mam paciorki wisiorków w śpichlerzu
kosze modlitw i ciszę - jak mysz wiklinowa
W51. A) NIC
Najlepiej umiem siedząc
lubić
nie robić nic
co - nie - co jakby poistnieć
a szczególnie, gdy
wokół cisza zegara szeleści
I oto siedzę spokojnie na
sch yłku
mając wszystko w
sł ońcu
W głowie mam myśli
Patrzę : m i - l s n i
B) NIC
Nic nie robić a nic
na słoneczku wygrzewać
głowę, herbatę pić
Już na flecie cichutko tęsknota gra
w rozsnuwającym się babim lecie
w błękitne gram
W52. PATROL (1981r. - prof. Stefanowi Treuguttowi)
jeziora odlatują
w wieczną krainę łowów
gdy włosy miękki modrzew
a oczy szafirowe
i
antylopy
antylopy tratują
rozczochrany horyzont
pod gwiazdami sawanny
tam tam
a tu śpi wkulona
styczniowa noc przy nadziei
mrozu
i jeno skrzypią koła powolne
ciemnego wozu
dobywam zeń pojęcia ( jak drzazgi . . .
ten gwiazd natłok ) i
przypatruję się im
nim nadejdzie
patrol
W53. Z POGRANICZA TURCJI (1990r.)
Roztopiła się kroplą w szumie arabskiej krwi
. . . nozdrza ma wygięte . . .
ulatującym łukiem
złotowłosa klacz
śmigła
moja, zaniepokojona
- królewna sabaudzka
- Pamięć
I
Na szablach
i ziemią porywaną z ziemi
tętent.
I mroczne śpiewy po pobojowiskach
aż w step otwarty gdzie od morza ciepły
wiatr uleczalną bliźni nieba ranę
. . . rozt . . . rozto . . .
Roztopiła się, rozpłynęła - kroplą w szumie
arabskiej krwi
Pamięć, Pamięć moja zaniepokojona
Pamięć - Szumień Podola
W54. ZIMA (Wrocław - 1979r.)
Kwadrans wódki na mrozie
posypany cukrem
śnieg taje na rzęsach świata
na szyi i futrze
i tak niepowstrzymanie wchodzimy na schody
ciała pachną w ciemności wzmagane swym ruchem
- wigilia ust przelotnie
- dotyk - cień na wodzie
i pragnienie najbielszym okryte obrusem
W55. BIAŁE MIASTA HISZPANII (1999r.)
gdy flet gra w jaśniejących brzegach
unoszę się rozpościeram wszędy
i ileż to naczyń obrzeży którędy
smuga kadzideł przeziera
gdy nad La Manchą
gdy skłon się zmierzcha
po niebieskiej orce
zaś w Hiszpanii nad miastem białym
wschodzi księżyc Garcii Lorce
z pomarańczy, -
Cały.
W56. O Atamanie (Białowieża - 1990r.)
Atamanie, O Szlachetny i dobroduszny Nieprzyjacielu Buców !
A kiedy już pod Żubrem przyjdzie nam riezety
piwne galeony wieczoru, pachnące obłokami chmielu . . .
I kiedy raz jeszcze sobie w Tobie Coś zrobi swoje
skryte "puff" - nad zarośla łopianu popłynie funkcja amplitudy
prawdopodobieństwa * a Anatol Anatolijewicz na państwowy
rachunek zamówi śledzia w śmietanie i pół litra gorejącej
wódki ..................... . Jak Sen.
Dusza potrzebuje snu. Sen - domaga się świata a świat
bez duszy jest jak kundel, który zagryzł własną śmierć. . . .
Kosmos ten nieustannie towarzyszy drewnianym uliczkom
Białowieży, ale Iwa jest pod ręką i dlatego najwięcej jest
powietrza dookoła tej Restauracji Złudzeń i pochopnych zysków
semantycznych. . . .
I nic nie równa się burzy, odurzeniu brzęczących lip, szumowi
kropel - nic nie równa się bowiem czemukolwiek.
Tak.
A kiedy już pod Żubrem przyjdzie nam riezaty galony
wieczoru - pachnące piwem i czeremchą, chciałbym Cię spotkać
w dobrym zdrowiu na milczącej pogawędce o pierdołach.
W57. DESZCZ (1991r.)
przychodzisz z lasu i przynosisz
pierwszą kroplę deszczu,
Unosisz rozum drzewom
wyobrażeniem rosy
którą jakby czują
pajęczyny snujące świt
świerkowy . . . i . . . mgłą
w którym jest . . .
- Co ?
Obdarowałeś zmysł dnia sumieniem
- w jasność poranną,
tak jakbyś był
i nim odnajdywał
- Co ?
Z samego rana, miast piwa
Podarowałeś myślom starca ciemności rzeki
umykającej z oszołomienia
a wypchniętemu dziecku niedojrzały owoc samotności
cierpki smutek poszukujący schronienia
tak jakby było . . .
- a w nim
jak w zwierciadle
- Co ? - I okrucieństwo ?
Odebrałeś widzeniu własną wolę przewidywań ?
a jednak
chmury i mgławice brzemienne w przyszłość
ustanowiłeś tak jakbyś był poczytalny
Kim Jesteś ?
. . .
Kim Jesteś,
gdy przychodzisz z lasu i przynosisz
pierwszą kroplę deszczu,
- w jasność poranną ?
W58. Po deszczu (1992r.)
jakby ze snu otrząsał przepastnej jesieni
wąski skrawk istnienia
między niebem a ziemią
jakby życie ponaglał ktoś by mnie dopadło
w wąskim skrawku istnienia
między Bogiem a Prawdą
jakby miłość - zaiste, czy wierzyć mi przyjdzie
w wąskim skrawku istnienia
smugą była w mej izbie
- wytrzeźwień
-
jakby Jesiotry, . . . jazem snu . . .
. . . kiedy odpływają . . .
W59. REJS (Sitnica, 1980r.)
. . .
Jeziora to srebrzyste ryby nadziei
to zapowiedź życia w świetle świtu
co zadając znienacka śmierć
karmi życie Jonasza jego własnym wielorybem
zimne piękno północy
( - białych słońc )
oto jest co Cię napełnia
( brzóz )
i przemierza
dążenie i odpoczynek nieba
mchem wyścielany dotyk
i trzeźwy swego chłód
porannego chrztu
. . .
Góry
oto jest co Cię napełnia
za rzeką
i przemierza
dążenie i odpoczynek nieba
to i psy obszczekujące w śniegach
górami, za rzeką
to płatki zsypujące wigilię
z nikłych lamp
to w kuchni ciepłej
bezradna radość dziecinna
w błękitnej bieli wodospadu
wzruszenia
i jabłonie pukające do okien
. . .
to i zapach rumiankowego lata
w rozmowie ze strumieniami
w którym lekka i zwiewna
śmierć nagle
jak otwarte okno
- rana powietrza
W60. Jesienne 1998
* * *
woda woła jabłoń
sprawia
do którego wciąż
strumyk złudzeń
Istnienie jest nałogiem
warkocz zapachu
oposzyszałłałłach
w runach mgły
* * *
nie jesteś źródłem
Ty jesteś zwierciadłem
nie stwarzasz świata
lecz go odzwierciedlasz
...
przepadłwszy pustce
nie pusty jesteś
niczym dzbany puste
...
jesteś radością
światła
które spełniasz
W61. SKAN i SEN (1991r.)
Stwarzasz nieosiągalność
która niszczy krajobraz
Już po burzy
W ziemię SKAN
suchą od bólu
wsiąka rozpacz
rozdygotanych drzew
I narodzi się ptak
SEN
Pozbawiony pamięci
Jego inne skrzydła
dotkną strumienia
wysoko nad polami
Umiera Im
Szaleństwo umiera
Zostaje obojętność
zdziwiona nagłością ciszyn
...
( I narodzi się ptak
i ogrody nie dowiedzą się że byłeś
bo przecież, a przecież
cóż to znaczy . . . ? )
...
aż narodzi sie ptak - okręt
Niedotykalny
Jego śmigłe skrzydła
wzniosą Cię w strumieniach
w powietrzu
jak w rozkoszy
rozsadzającej
domy utrwalane z aksjomatów
. . .
Stwarzasz nieistniejące szaleństwo
bez pamięci
ogrody i rozpacz
a przecież cóż to znaczy
. . .
O jedyne O Dotknięcie Obłoku
Ku tobie, Za tobą, ku Tobie
o tak,
teraz już będzie tak
Obłok Kosmosu
Wszystko przenikający
bez pamięci
Wielka i Pusta Nieosiągalność
Umierająca
Umierająca
Uratuj Nieosiągalność
Uratuj Ją!
W62. KOŁYSANKA
wypłacz mi tę rzekę
gdy ziemię kopnę ze wzgardą
i bądź mi kołyską
w niebach powietrzach nieprawdach
ślepa gwiazdo wszeteczna
a kiedy rzeka . . .
wybacz mi tę rzekę
wypłacz
nad krawędzią gdzie brzegi
rdzewieją w rozumie jak lasy
losy
w niebach powietrzach nieprawdach
i wypłacz
aż
spłynie ścieknie i przestanie
aż pogarda
...
i wybacz mi wypłacz tę rzekę
i bądź mi kołyską
i gniazdem
gwiazdo śmierci bezludna
W63. MGŁA (Wrocław - 1979r.)
Kasztany
Kasztanowe wyrazy jesieni
rozrośnięte i zdziwione platanów pnie
jak definicje
wilgotne pnią się z zimnej mgły
aleja - arteria niepokoju
uśmierzająca się z
dotyku na dotyk
w niewymówieniu
i podniecona
we wzrastającym biegu nadziei,
że ostateczność - nie istnieje
niemy szelest
w oczu mgle gorączkowej
kasztanowa trwoga
i płomienie oczekiwanie
ocalenia
W64. BAŁKANY (Plovdiv-albo Warna; 1984r. ?)
Bałkany.
Kobiety pracują w winnicach a apostołowie
przechadzają się Im po wzgórzach
Bałkany schylają się tam i prostują a
aniołowie błogosławią urodzajne macierzyństwo ziemi
Zbocza
mężczyźni kochają kobiety a one
zrywają im zewsząd winogrona
A kiedy piją wino - oczy kobiet mają smak
wędzonego dymu z owocowych drzew
Bałkany
Urodzajność, którą żywi południe
kędzierzawa i naprzemiennie się
przechwytująca
myśl i wdzięczność
zaspokojenie
trwalsze od odwiecznych postanowień
woda - woda
która chłodzi przesmyk
odnawiając myśli pełne przywiązania i wierności
Bałkany
Wdzięczność, którą niebu okazała Ziemia
W65. Wieczność na ławeczce dla Zbigniewa Jerzyny (Sieradz-Łódź - maj -1985r.)
Wieczność - to ujścia marzenia
z którego wszystkie dmuchawce
(latawce-wiatr)
innym we mnie piją przeznaczenie
jak z ust
Zaiste Z.
Zaiste, gdy przypiera Cię do próżni
nad urwiskiem przepaści dni
nazwać to nie jest mało
byle ziemi nie dreptać daremnie
gdy żyzne okolice popołudnia
gorejących
ciał
gdy przez płonące rzeki krwi
z dna
popiołu dyjament się wzniósł
ku wieczności
rwąc hord postronki niemiec
jak szkwał
...
... przymierzeniec
za Wisłą stał
W66. Matka Boska Katyńska (Wrocław-Rzym...1984r.?)
na niebie gwiazdy - pięcioramienne
a na odwachu - mróz
w zdrowym klimacie, gdzie niepokorny
jedynie stróża stróżów stróż
wot, czerstwy stół , nieheblowany
krawędzią losu gęstnieje mrok
z losu blaszanki cisza wylana
w ciszę baraku mdłą
z domu otdycha imieni gor'kowo
na słowo w rodzime strony wpaść
pozwól na słowo, o Matko królowo
nim
pod Smoleńskiem
kaźń
...
W67. Myśli Dworca w Rzymie(Rzym...1984r.?)
One -
Oni - mają zimnego ojca w sobie
i chodzą umarli po stryczkach
zjadają cienie gałązkom
i śpiące smutki dworcom na postronkach
żyją z rozporządzeń
jak przyjazdy, wyjazdy w zapowiedzi
oni-one
oni-one nie należą
nie zwracają się ni przestrzegają
dożywają wielokrotnie
kresu kresów - odpadając
oni-one
one -
są mną
W68. Rezerwat (Wrocław...14 grudnia 1981r.)
wojskowy zapach nosa na posterunku
w stanie wojny
żołnierze dopiero co karabinami
podcięli sobie gałąź
poderżnęli gardło mlecznej matce
póki co mróz
dupy przymarzły im do sumień
a gałąź? - jest niewidzialna
rozum zostawili w kantynie
gdzie komuniści przejęli władzę
istna telewizja
kierownik centrum podpisuje lojalność
wobec jakiejś władzy ludu
na wszystkich egzemplarzach
szary kawałek bezpartyjnego ludu
tupie w kolejce po zezwolenie
oni zaś dyżurują nas i opatrolują
biedniażki mundury mają ostrzegawcze
podniecone nadczynnością i
i niedopoczytalnym samouspokojeniem zwycięzcy
na razie żaden jeszcze nie spojrzał
w oczy
milczącej prawdzie
milczącej po raz ostatni ?
.......
OPO A. Odysewicz
.......
W69. Gdańsk (Wrocław...2 lutego 1982r.)
Od Krzyży ku Długiej
szum
warkot
turkot
rwą budy ciurkiem
ryk rwetes wrzask
bucha gaz
pisk krzyki jazgot
szkło leci
- brzdęk
juz oddział ZOMO w ulicę wbiegł
buzuje miasto
dym i zgiełk
tumult u bram
wisielczym opasuje sznurkiem
zomo ulicy chudą krtań
przekleństwo nań!
kamień i pięść?
ulica nasza jest
lecz
na razie nie
zwycięstwo
.......
OPO A. Odysewicz
.......
Bardzo piękna poezja
OdpowiedzUsuń